Rocznie średnio wydawanych jest około 5000 gier planszowych (prawdopodobnie wliczając w to dodatki). To morze tytułów spośród których do świadomości przeciętnego gracza dociera zaledwie wycinek. Znając te statystyki wydawcy stają na głowie, żeby ich tytuł zasłużył na miano „HOT” na portalu Board Game Geek i tym samym uniknął zapomnienia. Jakimi więc narzędziami się posługują, żeby to osiągnąć?
Co takiego sprawia, że marzymy o konkretnych grach zanim jeszcze zostaną wydane?
7. Marketing (o ile hype nie zamienia się w hate)
Zacznę od rzeczy oczywistej, czyli marketingu. Tutaj wydawca ma cały wachlarz możliwości promowania swojej gry, a jedną z bardziej rozpowszechnionych jest przekazywanie egzemplarzy recenzenckich. Zwykle polega to na wybraniu kilku twórców, którzy cieszą się aktualnie największą popularnością. Ci, w zamian za otrzymane pudełka, przygotowują materiały poświęcone grze i publikują je w swoich kanałach.
Dzięki takiemu działaniu, informacje o tytule docierają do szerokiej, różnorodnej rzeszy odbiorców.
Dodajmy do tego publikowanie w mediach społecznościowych newsów poświęconych grze – zarówno przez wydawcę, jak i wszelkiej maści kanały newsowe. Chodzi nie tylko o zapowiedzi, ale też kolejne wiadomości poświęcone np. postępom w pracach nad grą.
Jasne, wykorzystanie dostępnych mediów do informowania o nowej grze jest skuteczną drogą. Jest jednak małe „ale”, o którym niektórzy zapominają: co za dużo, to nie zdrowo. W chwili gdy informacje o jakimś tytule atakują nas z każdego źródła, może okazać się, że zamiast „hype’u” wydawca osiągnął efekt odwrotny: hate.
Efektem takiego nadmiernego działania jest to, że każda nowa informacja ujawniana przez wydawcę bardziej nas drażni niż buduje zainteresowanie. Umiar jest tu bardzo wskazany. Delikatnie sączone informacje, powoli odkrywające przed nami pełen obraz gry, są bardziej skuteczne niż nachalny marketing.
Wydawcy pamiętajcie: gra nie musi wychodzić z lodówki, ten sprzęt służy do przechowywania żywności!
POLECAMY RÓWNIEŻ: Mówię po planszówkowemu… Język, którym posługują się gracze
6. Nazwisko autora gry jest ważne…
Przed tą bronią trudno się uchronić. Każdy z zaawansowanych graczy po jakimś czasie będzie miał ulubionego twórcę. Słynne nazwisko na pudełku gry planszowej zawsze stanowi połowę sukcesu! Sama jestem podatna na hasło Pfister czy Lacerda!
Musimy jednak pamiętać, że znane nam nazwisko wcale nie oznacza, że to będzie dobra gra planszowa. I również nie oznacza, że po jednym słabszym tytule nie pojawi się kolejny, który nas zmiażdży swoim mistrzostwem. Jak każdy artysta (tak, tworzenie gier planszowych to zdecydowanie dziedzina sztuki), każdy ze znanych autorów ma prawo do słabszych okresów. W końcu to tylko ludzie.
Z drugiej strony – znane nazwisko to marka sama w sobie. Każdy z twórców buduje swoje „legacy” tworząc gry. Lacerda, Rosenberg, Pfister, Feld, Turczi, Wallace, Knizia… To nazwiska, które z łatwością możemy połączyć w głowie z konkretnymi tytułami. Dlatego nic dziwnego, że widząc je na okładce już z automatu rodzi się w nas zainteresowanie.
5. …podobnie jak nazwisko jej ilustratora
Jeżeli wspomniałam autora to drugim nazwiskiem, które nas zainteresuje na pudełku gry jest ilustrator. To prawda, że obecnie jest moda na wykorzystywanie sztucznej inteligencji do kreowania grafik. To tańsze rozwiązanie, ale ma jedną wadę: traci się na unikalności kreski.
Wybrednych graczy zdecydowanie szybciej przyciągnie wizualnie grafika Iana O’Toola (Weather Machine), Vincenta Dutraita (Amazonia), Miko Dimitrievskiego (Zatoka Kupców) czy Karoliny Kijak (Łąka) niż abstrakcyjna, ale jednak jednolita twórczość AI.
Poza tym – wspierajmy artystyczne dusze!
POLECAMY TEŻ: Najlepsze gry planszowe na świecie według sztucznej inteligencji. Te tytuły poleca ChatGPT
4. Wydawnictwo odpowiedzialne za grę
Większość wydawnictw stara się budować spójne portfolio. Dzięki takiemu podejściu, gracze od ręki zaczynają kojarzyć konkretnego wydawcę z określonym rodzajem gier planszowych. Ten rok jest jednak wyjątkowy pod względem zapowiedzi: większość wydawnictw postanowiła przedstawić ofertę dla każdego typu gracza. Czy jest to słuszny kierunek? Zobaczymy!
Ale portfolio to nie wszystko! Wydawnictwo to też zagadnienia związane z marketingiem i obsługą klienta. I to często determinuje poziom naszego zainteresowania zapowiedzią. Jeżeli w przeszłości wydawca podpadł nam brakiem kontaktu, niefortunną odpowiedzią czy nachalnym marketingiem, to prawdopodobnie podejdziemy do jego propozycji z ograniczonym entuzjazmem.
3. Tematyka w grach planszowych
Istnieją tematyki gier, które zawsze znajdą swoich odbiorców: zwierzęta, natura, kosmos, post apo, fantastyka… To się zawsze sprawdzi! Moim zdaniem gra planszowa, która odbiega tematem od tych wymienionych jest obarczona ryzykiem.
Prędzej nas zainteresuje wyprawa na Marsa niż gra o golfie! Dlatego tutaj chapeau bas dla wydawnictwa Mindclash Games, które sięga po nietuzinkowe tematy! No, ale to już marka sama w sobie!
2. Mechanika gry
Im więcej ogramy gier planszowych, tym więcej możemy powiedzieć o swoich gustach związanych z mechaniką. Z biegiem czasu odkryjemy, że pewne rozwiązania lubimy bardziej niż inne.
To moment, w którym zaczniemy nieco inaczej czytać opisy na pudełkach. Czytając informacje o danym tytule skupimy się na informacjach, które dadzą nam obraz rozgrywki. Być może wielu z Was (tak jak i ja) będzie szukało filmów skupiających się na zasadach lub pokazujących rozgrywkę. Zapoznawszy się z takim materiałem z pewnością będziemy mogli wyrobić sobie wstępne zdanie czy to gra, która wpisze się w nasze gusta.
Statystycznie, najbardziej lubianymi mechanikami są: deck-building, worker placement i area control. Wydawcy to wiedzą i dlatego to właśnie z nimi najczęściej się spotkamy w nowych tytułach.
Dodam, że na pewnym etapie naszej przygody z grami planszowymi to właśnie mechanikę będziemy stawiać wyżej niż stronę wizualną. To akurat bardzo dobry kierunek rozwoju naszego gustu.
1. Opinia o grze planszowej
Tu kryje się największa pułapka, w którą najczęściej wpadamy. I mówię tu zarówno o opinii recenzentów, jak i opiniach graczy. Zdarza nam się zapomnieć, że każdy z nas jest osobną jednostką i to, co spodoba się jednemu, może być wadą dla drugiego. Albo na odwrót!
Musimy pamiętać, że wszelkie opinie stanowią mimo wszystko subiektywne spojrzenie na dany tytuł. Nawet jeśli wydaje nam się, że nasze gusta się pokrywają z czyimiś, to nadal warto podrążyć głębiej temat. Może okazać się, że o mały włos odpuścilibyśmy perełkę, która teraz stanowi klejnot w naszej kolekcji. Ja wychodzę z założenia, że każda gra planszowa ma szansę na znalezienie swojego odbiorcy.
POLECAMY RÓWNIEŻ: Gry planszowe, na które czekam w 2023 roku
Podsumowanie. Bez względu na hype na grę, Ty kupuj świadomie
Jak widzicie sporo jest czynników, które mają na celu wzbudzić nasze zainteresowanie danym tytułem. Tylko od nas, a właściwie naszego zdrowego rozsądku, zależy czy ugniemy się i poddamy działaniom tych wszystkich pułapek i gra planszowa znajdzie się w naszym obszarze zainteresowania.
Zawsze są szanse 50/50, że gra spełni nasze oczekiwania i zasłuży na pewne miejsce w naszej kolekcji. Mając teraz do dyspozycji tyle miejsc do pozyskiwania informacji, zdecydowanie można podjąć świadomą decyzję dotyczącą kupna danej gry. Z drugiej strony – jeśli zakupiona gra nie spełni waszych oczekiwań lub znudzi się szybciej niż zakładaliście, zawsze możecie ją sprzedać.
I pamiętajcie: gracze to grupa, która wyjątkowo dba o zakupione dobro, więc śmiało możecie kupować gry z drugiej ręki.
Napiszcie w komentarzach, co najczęściej wpływa u was na decyzję zakupu, jakie tytuły wzbudziły ostatnio u was największe emocje i co byście dodali jeszcze do narzędzi mających nakręcić hype.
U mnie zawsze pierwsze zdanie, kiedy zobaczę nowy tytuł w zapowiedzi jest „o super, muszę to mieć, bo…” i tutaj „ptasi mózg” podpowiada wiele absurdalnych powodów, byle mnie namówić. Może być autor, grafik, tytuł, tematyka, mechanika, ale nie pogardzę nawet rozmiarem pudełka, czy piękną wypraską a nawet jednym fajnym mepelkiem w środku, bo wiadomo „takiego jeszcze nie mam”…
No, potem włącza się druga połowa mózgu, która mówi „kobieto, ogarnij się! Nie kupisz gry dla pudełka czy mepla, bo za niedługo będziesz jak Escobar – gotówkę, zakopywać gry pod ziemię i murować w ściany, ponieważ nie będzie żywcem gdzie tego trzymać”. Po krótkiej kłótni półkul mózgowych, wchodzi na biało zdrowy rozsądek „poczekajmy, zobaczymy z czym to się je i czy będziesz chciała w to grać”.
Dlatego od trzech lat nie kupuję gry, której instrukcji nie przeczytam lub nie obejrzę gameplay. Potem zastanawiam się czy tego już nie mam. Oglądam też recenzje. Z polskich recenzentów, oprócz Was, lubię Gambita, bo też jest bezwzględnie szczery i nie owija w bawełnę. Tu oczywiście nie chodzi o to żeby kupić tylko to co się jemu czy Wam podoba, bo przecież coś, co dla jednego jest wadą, dla mnie może być zaletą. Bardziej skupiam się na wysłuchaniu tego, czego nie dowiem się z instrukcji, czyli odczuć, emocji, feelingu z gry. Mniej więcej wiem wtedy czy to coś dla mnie.
Wyjątkiem od tego może być, przemyślanym zakup „sentymentalno-emocjonalny”. Następuje to wtedy, kiedy wiem, że sama mechanika gry może nie będzie jakaś powalająca, ale jest w grze coś, co mnie przyciąga. Wtedy nie próbuję sobie wmawiać, że taki zakup ma sens inny niż właśnie emocje towarzyszące tutułowi. Tak się stało np. w przypadku „Katedry koszmarów”. Nawet mnie nie interesuje mechanika specjalnie, bo jestem fanką Beksińskiego i kompletnie nie przeszkadza mi czy w tą grę zagram, czy tylko będę wyciągać i oglądać karty. Samo pomalowanie figurek będzie frajdą. W tym przypadku zatem, gra jest wartością dodaną do grafiki, można rzecz 😛
Ja zwracam uwagę na wrażenia z gry. Tych zwykle nie można mieć, zanim tytuł jeszcze nie trafił na półkę sklepową (o ile nie zagrałem podczas jakiejś prezentacji przedprodukcyjnej). Zatem hype wyprzedzający mnie nie dotyczy. Ulubiony autor, ulubione wydawnictwo, a ekscytacji zero. Z kolei czasem tytuł nic mi nie mówi, ale spodobał mi się podczas gry na targach, festiwalu lub u znajomych i gra wpada do koszyka.
Dlatego jeżeli wydawca stosuje ograniczony nakład, czyli „kupisz w preorderze lub wcale”, to dla mnie oznacza wcale. Gra może dostać szansę przy kolejnym nakładzie.
Tak samo nie mam tytułów z crowdfundingu, bo koty w worku mnie nie kręcą, a w hype z cukierkowych renderów nie wierzę.
Kolejny chwyt, który uniemożliwia mi zakup, to ograniczone promki. Siłą rzeczy nie zdobędę ich, bo najpierw muszę zagrać w grę, ale jeśli zagram i mi się spodoba, to nie będę mógł jej kupić, bo na rynku w moim odczuciu będzie już tylko wersja niekompletna.
I tym sposobem mam całe regały gier wydanych klasycznie, przetestowanych i kupionych po przeminięciu hype’u.
Bardzo szanuję tak zdrowe podejście do tego tematu!
Czasami każdy da się złapać na Hype. Ja dałem złapać się na największy w ostatnim czasie czyli grę „Ziemia”. Niby wszystko powinno być super, bardzo lubię gry karciane i często porównywaną do Ziemi
Terraformację Marsa, po recenzji Kaczmara i Pandy kupiłem nawet zestaw dodatków z kickstartera. Moja gra jeszcze nie dotarła ale kumpel przyniósł w piątek zagraliśmy dwa razy i szok. Do tej pory nie wiem co się stało ale ostatnio tak mocno się zawiodłem na Wyspie Arnak, którą uważam ża najbardziej przehajpowaną grą ostatnich lat. Widać, że nawet jak wszystko pasuje żeby gra się spodobała to można się od niej mocno odbić.
To prawda – ja w sumie nie znam gry, która by się spodobała wszystkim. Dlatego warto zrobić wcześniejszy research, ale nawet i to nie zawsze się sprawdzi 🙂
Do mnie najbardziej przemawia
* tematyka (zakupiłem tak np. [w przykładach będzie rodzaj tematyki, gra] m.in
średniowiecze – paladyni zachodniego królestwa
kosmos – teraformacja marsa,
zwierzaki – everdell, ark nova czy ostatnio Ziemia (na którą doczekać się nie mogę)
wino/grona – viticulture
uniwersum – wiedźmin, diuna
dinozaury – świat dinozaurów
* recenzje i opinie recenzentów – staram się zawsze przed zakupem oglądać kilka kanałów tylko po jakimś czasie zauważyłem pewien problem (o którym w pewnym sensie też piszesz), że bardzo często recenzenci (pomijając przypadki współprac reklamowych) robią recenzje tylko o grach które ich interesują i ciekawią a przez to łatwo wpaść w ten błąd myślenia, że skoro recenzent X i Y oceniają wysoko to jest to coś wartego kupienia i posiadania w kolekcji. (Dlatego bardzo doceniam tych którzy zawsze wspomną o wadach gry, albo o tym dla kogo dana gra nie jest).
* grafika – rzadko kiedy jest jedynym powodem zakupu gry, ale jest dla mnie pierwszym „filtrem” gier – głównie z tego powodu, że nie umiem przekonać się do brzydkich gier i myślę, że nie tylko ja tak mam – tutaj pojawia się też wniosek że ładna oprawa graficzna to większa połowa sukcesu każdej gry która się dobrze sprzedaje – a gra którą nabyłem tylko dla grafik jest łąka z dodatkiem – nie przepadam jakoś specjalnie za nią, ale grafiki cudne! (pokażcie mi kogoś kto się nimi nie zachwyci)
Nie wiem czy to pasuje do Hype ale
Wzrost zainteresowania i zakupów danej gry zwiększa też
– polityka przedsprzedaży wielu sklepów bo np wtedy zawsze jest taniej niż po premierze np o 20-30 zł
– darmowe (lub za symboliczna kwotę) promki w przedsprzedaży które potem są niedostępne (głównie sklep wydawcy)
– małe nakłady gier niektórych wydawnictw i obawa, że jak nie kupi się w przedsprzedaży czy w okolicy premiery to potem przez N miesięcy się nie kupi (już chyba 3,4 razy coś co było u mnie na radarze znikło nim zdążyłem się na dobre zorientować co to za gra).
Z ostatnim punktem zgodzę się tylko (w moim przypadku) tylko z promkami i tańszą ceną w przedsprzedaży. Małe nakłady wręcz mnie odstraszają 🙂