Jednym z bardziej gorących tytułów podczas targów Essen Spiel 2024 była gra Saltfjord. Z relacji osób, które były na miejscu, wynika, że gra zniknęła ze sprzedaży już pierwszego dnia. Postanowiłem bliżej przyjrzeć się tej pozycji i na własnej skórze przekonać się, o co tyle szumu. Zapraszam na kilka moich przemyśleń dotyczących gry Saltfjord.
Saltfjord. Planszowy blog
Autor tekstu: Mateusz Biernat
Gra Saltfjord jest autorstwa K. Amundsena Ostby oraz E. Svenssona, (znanych m.in. z wydanego w Polsce Revive). Przeznaczona jest do rozgrywki dla 1-4 graczy i obiecuje, że gra nie powinna potrwać dłużej niż 90 minut. Panowie kilka lat temu stworzyli grę Santa Maria, a wydana w tym roku gra to reimplementacja tego tytułu. Nie miałem okazji zagrać w pierwowzór, dlatego podszedłem do rozgrywki z kompletnie czystą kartą, jeśli chodzi o jakiekolwiek odczucia i wnioski.
Tematycznie gra przenosi nas do przełomu XIX i XX wieku, do zimnej Skandynawii. Otoczeni przez zachwycające fjordy będziemy rozbudowywać naszą osadę na różnych płaszczyznach. Zaznaczę, że po rozpoczęciu rozgrywki dość szybko o tych okolicznościach przyrody zapomnimy. Skupimy się na zarządzaniu zasobami i punktach, bo gatunkowo gra jest suchym euro. Rozbudowę staramy się prowadzić w taki sposób, aby zdobyć jak najwięcej punktów i tym samym – okazać się zwycięzcą rozgrywki. To od nas będzie zależało, jaki kształt nadamy naszej osadzie. To my zdecydujemy czy skupimy się na rozwoju technologii, budownictwie, połowie a może handlu.
Wygląd
Jako gracz euro, zwykle ostatnie na co zwracam uwagę to wygląd. Ale każdy ma jakiś swój limit i widząc jak wyglądała Santa Maria, nawet moje oczy i serce płakały (ta okładka, ta plansza, te żetony…). W Saltfjord, pod tym kątem jest znacznie lepiej. Utrzymana w granatowych barwach okładka przyciąga wzrok. Widoczna na niej wioska, morze, góry i zorza polarna podpowiada, gdzie gra stara się nas przenieść. W podobnej tonacji kolorystycznej, utrzymana jest także główna plansza. Jako fan wszelkich odcieni koloru niebieskiego – nie mogę tutaj narzekać. Planszetki graczy, komponenty, kości, to wszystko wykonane jest na bardzo dobrym poziomie i nie ma absolutnie do czego się przyczepić.
Zasady
Jak na grę euro, Saltfjord jest bardzo łatwa do nauki lub wprowadzenia nowych osób. Instrukcja została dobrze napisana, dodatkowo jest tutaj dość mała ilość zasad do przyswojenia. Bez przeszkód, zaraz po jej przeczytaniu można w pełni świadomie grać, bez konieczności zaglądania co chwilę do instrukcji. Jedyne uwagi mam co do niektórych ikon na kaflach technologii. W moim odczuciu na pierwszy rzut oka niewiele mówią i nie są intuicyjne.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Principes. Draft kampanii autora gry Bretwalda już dostępny
Na planszetce i planszy głównej można znaleźć sporo „podpowiadajek”, co również ułatwia samą rozgrywkę. Pomimo prostych zasad, samej gry nie nazwałbym lekkim euro. Grę określiłbym jako średniej ciężkości pozycję, w której zaawansowani gracze odnajdą się bez problemu. W przypadku osób mniej obytych z planszówkami – pewnie będą potrzebować nieco więcej czasu, aby załapać główne koncepty gry.
Rozgrywka
Na początku rozgrywki każdy z graczy wybiera swoją początkową technologię, która wprowadza asymetrię. Nie wydaje mi się na miejscu po kilku rozgrywkach pisać radykalnych opinii o braku zbalansowania kafli technologii, ale część z nich wydawała mi się znacznie silniejsza od innych. W trakcie wyboru widać było, które cieszą się największą popularnością. Mając do wyboru umiejętności wymagające konkretnych działań i kroków od gracza, aby je wykorzystać oraz takie, które działają same znacznie ułatwiając rozgrywkę – wiadomo, że wybierzemy te drugie.
Saltfjord trwa 3 rundy, gdzie na początku każdej będziemy rzucać określoną pulą kości (zależną od liczby graczy). Następnie, gracze na zmianę będą wykonywać swoje tury. W każdej kolejnej rundzie, pula dostępnych kości będzie większa, dając więcej możliwości. W mojej opinii właśnie ten mechanizm wyboru kości jest jednym z najciekawszych aspektów rozgrywki w tym tytule.
Po tym jak wybierzemy kość o określonej wartości, aktywuje ona wszystkie wiersze lub kolumny na naszej siatce 6×6, gdzie każda kolumna i wiersz reprezentuje kość o określonej wartości. Ważne jest to, że zawsze aktywujemy budynki kolejno od góry do dołu, lub od lewej do prawej. Dlatego tak istotne jest jak chcemy sobie to wszystko poukładać. Jako, że w trakcie rozgrywki będziemy m.in. budować nowe elementy na naszej planszetce, z czasem określone wartości kości będą uruchamiały bardzo mocne akcje. To kolejny element gry, który bardzo przypadł mi do gustu.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Dorfromantik: Pojedynek. Ruszyła przedsprzedaż gry od IUVI Games
Mimo, że fanem polyomino nie jestem, tak tutaj świetnie się przy tym bawię! Staram się układać budynki w taki sposób, aby jedne dawały zasoby, które będę w stanie wykorzystać przy innej akcji, z tej samej kości. Buduje to bardzo fajną asymetrię między graczami i może się okazać, że dla jednej osoby trójka będzie na wagę złota, z kolei inny gracz będzie liczył na szóstki. Gra oczywiście oferuje możliwość manipulowania liczbą oczek, dlatego nie wszystko jest tutaj nastawione na ślepy los.
Po ich aktywowaniu na naszej planszetce mogą wygenerować zasoby, albo uruchomić jedną z 4 głównych akcji w grze:
- budowa małego budynku
- realizację kontraktu
- rozwój na torze technologii
- połów.
Opanowanie tego, jak wykonywać cztery powyższe akcje, to największe wyzwanie w trakcie nauki gry.
W trakcie swojej tury oprócz wyboru kości, można także zdecydować się na zbudowanie dużego budynku. Z jednej strony daje on więcej możliwości na planszetce, ale z drugiej – inni gracze mogą nam w międzyczasie zabrać upatrzoną kość.
Oprócz rozbudowy naszej osady (czyt. planszetki) i wyboru akcji przy pomocy kości, na osobną wzmiankę zasługuje jeszcze zarządzanie zasobami. Każdy z graczy ma swój magazyn z pokojami, które reprezentują określony rodzaj dobra. Umieszczone w nich kosteczki, symbolizują ile danego zasobu posiadamy. Dodatkowo, zasoby możemy w określony sposób przerabiać, co wprowadza kolejną ciekawą warstwę do rozgrywki.
W grze nie ma monet a podstawowym zasobem są ryby. Początkowo można się zdziwić gdy przerabiamy rybę na drewno lub zboże, ale są one tutaj czymś w rodzaju środka płatniczego. Co więcej – ryby pozwalają również manipulować wartością na kości.
Podsumowując tę część, chciałem jeszcze wspomnieć o pewnych podobieństwach do innych gier, jakie tutaj zaobserwowałem. Po pierwsze sam mechanizm wyboru akcji w oparciu o kości jest bardzo zbliżony do tego, jakie znamy z Grand Austria Hotel. Tam jednak określone kości miały z góry przypisaną akcję, natomiast tutaj sami dowolnie tworzymy możliwości jakie mogą nam dać odpowiednie wartości na kości. Z kolei rozbudowa naszej osady mocno kojarzy mi się z rozbudową karawany w grze Wędrowcy z Południowego Tygrysu. Są to jednakże tylko luźne skojarzenia i Saltfjord, jest grą znacznie lżejszego kalibru od wymienionej dwójki.
Interakcja
Mam za sobą rozgrywki w dwie i cztery osoby, i moje odczucia podczas grania w obu składach były zbliżone. Interakcji nie ma tutaj praktycznie wcale i sprowadza się do wyścigu po kontrakty i kości. Nie jest to jednak ten rodzaj interakcji, gdzie siedzimy na szpilkach, w napięciu obserwując co zrobią inni. To raczej ten typ gry, gdzie skupiamy się na swojej osadzie oraz turze i nie do końca interesuje nas co zrobią inni. Zaryzykuję stwierdzenie, że na 4 graczy, jest nawet nieco luźniej, bo do gry wchodzi znacznie większa liczba kości. To sprawia, że prawdopodobieństwo, iż wypadną kości, na których nam zależy jest znacznie większa. Jest to co prawda balansowane tym, że szybciej znikają kafle połowów czy budynki, niemniej miałem poczucie, że jednak korzyści z większego wyboru kości były nieco większe, niż topniejący stos kafli.
Wady i zalety
Co się może podobać:
- rozbudowa planszetki i idące za tym poczucie rozwoju i rosnących możliwości;
- system wyboru akcji w oparciu o kości i aktywowania budynków na naszej planszetce w określony sposób;
- ciekawy system zarządzania zasobami;
- wygląd i jakość komponentów;
- proste zasady;
- szybka rozgrywka.
Co się może NIE podobać:
- gra bazuje na 4 głównych akcjach i może się okazać, że po kilku rozgrywkach, szybko nas to znudzi. Możemy dojść do wniosku, że nie ma co tutaj więcej odkrywać i grze brakuje głębi;
- brak większej interakcji między graczami, może zniechęcić graczy, którzy szukają bardziej konfrontacyjnych tytułów;
- nierówne kafle technologii.
Podsumowanie
Gra Saltfjord to solidne, średniej ciężkości euro, które daje dokładnie to, do czego zostało zaprojektowane. Przyjemną rozgrywkę, która angażuje graczy do podejmowania optymalnych decyzji w zakresie budowania osady, wyboru kości czy zarządzania zasobami w relatywnie krótkim czasie. Bardziej zaawansowani gracze nie odnajdą tutaj nie wiadomo jakiej głębi, czy kilku warstw do odkrycia. Przychodzą jednak takie zimne wieczory, gdy chcemy zrobić sobie ciepłe kakao, położyć cynamonkę na talerzyku, opatulić kocykiem i wyciągnąć na stół niezbyt skomplikowaną, ale satysfakcjonującą grę. Saltfjord nie odkrywa nic na nowo i nie daje setki możliwości, ale jest takim typem gry, który po prostu pozwala przyjemnie spędzić czas.
Mnie najbardziej interesuje jaki tak naprawde jest stosunek tej gry do Santa Maria. Na ile te zmiany są odczuwalne, czy warto mieć oba tytuły ?