Planszówki jak pudełko czekoladek

grafika ilustrująca tekst o grach planszowych jako pudełka czekoladek

Czy do kupowania gier planszowych powinniśmy mieć podobne podejście jak do kupowania pudełka czekoladek? Czy oczy powinny decydować za nas?

Kupując bombonierkę w większości przypadków kierujemy się bodźcami wzrokowymi serwowanymi nam przez producenta. Tylko czasami zadajemy sobie trud, aby spojrzeć na skład, może markę, a może nawet informacje o terminie ważności i wadze. Grafika na pudełku jest w głównej mierze wyznacznikiem naszej decyzji o zakupie danego pudełka. Im ładniejsze zdjęcie prezentujące teoretyczną zawartość, tym szybciej jesteśmy w stanie podjąć decyzję o zakupie właśnie tego pudełka. Przynosimy potem takie pudełko czekoladek, otwieramy i… często następuje rozczarowanie.

Czy tak powinniśmy również podchodzić do zakupu planszówek? Czy estetyka i „uroda” gry (lub jej subiektywny brak) powinna być głównym wyznacznikiem jej zakupu?

Żywot pisanki

Parafrazując tekst z filmu „Miś” – pisanka jaka jest, każdy widzi… Piękna, kunsztownie zdobiona, często będąca dziełem sztuki i często kosztująca niebagatelne kwoty. Ale to nadal tylko skorupka wypełniona powietrzem. Czasami o tym zapominamy i nie inaczej jest w przypadku gier planszowych. Nabieramy się na pięknie wyglądające pudełka, które potem bardzo często niosą za sobą… pustkę.

Chyba każdy z nas, graczy przynajmniej raz doświadczył tego uczucia, kiedy to po długim czasie oczekiwania, w końcu odebraliśmy upragnione, śliczne, nowiutkie pudełko z grą. Ręce nam się pocą, z niecierpliwością zrywamy folię i dobieramy się do instrukcji. Czytamy… dobra, jeszcze raz czytamy. I w tym momencie dopada nas to uczucie, gdzie sami siebie pytamy – Serio? To wszystko? Wtedy zdajemy sobie sprawę, że nasza checklista zawiodła!

Fajne pudełko – checked! Piękne grafiki – checked! Świetna rozgrywka -… Yyyy. No pytam się – świetna rozgrywka? Yyyyy. W taki oto sposób nabyliśmy piękną pisankę! Co teraz z nią zrobić?

Kopciuszek

Nasze postrzeganie piękna działa jednak i w drugą stronę. Bardzo często graczom myli się pojęcie brzydoty z… czytelnością. Najlepszym tego dowodem są tu komentarze pod entuzjastycznymi opiniami mojego znajomego dotyczącymi gry Age of Steam wydanej przez wydawnictwo Portal.

Świetna gra jaką jest AoS doczekała się krzywdzących opinii, że wygląda jak prototyp. Zaraz po tym szło oświadczenie, że osoba X jej nigdy w życiu nie kupi, bo jest tak brzydka. Decyzja zapadła. Koniec. Bez zagrania. Diagnoza postawiona na podstawie zdjęć. No serio?!

Te osoby nawet nie zadały sobie trudu poszukać informacji, że ilustratorem tej gry jest sam Ian O’Tool, jeden z czołowych i bardzo rozpoznawalnych grafików gier planszowych. Jasne, że mógłby tam namalować pięknie cieniowane pejzaże, pełne detali i pełne kolorów. Ale czy ktoś z tych osób, które odrzuciły ten tytuł na podstawie wyglądu zastanowiły się dlaczego tego nie zrobił? Z pewnością nie! Takie osoby nie dopuszczają myśli, że istnieją takie gry, w których czytelność jest wyżej stawiana niż prezencja gry na stole. W których mechanika nie potrzebuje graficznych fajerwerków, aby tworzyć doskonałe dzieło.

Kopciuszek? W pewnym sensie tak. Ale na rynku na szczęście jest wielu graczy-książąt, którzy w Kopciuszkach odnajdują damę swego serca.

POLECAMY RÓWNIEŻ:
Małe i tanie gry karciane – idealne na krótki wypad lub wakacje. Polecam 6 tytułów

Coco Chanel, czyli mała-czarna nie dla każdego

Coco Chanel była rewolucjonistką w świecie mody. To dzięki niej kobiety mogły w końcu założyć wygodne spodnie a małą czarna okazała się królową wielu balów. Ale czy dla każdego była ta moda? Oczywiście, że nie! Inni szukali swojego stylu u innych projektantów.

Każdy z nas ma ukształtowany zmysł estetyki. I tu ponownie wychodzi jak bardzo różni jesteśmy. Dla jednych jedynym słusznym artystą, który powinien ilustrować gry jest Vincent Dutrait, a dla innych Franz Klemens. I to jest ok, oczywiście do czasu, gdy prace innego grafika nie są powodem dyskwalifikacji gry!

W tym miejscu świetnym przykładem będzie chociażby Sam Phillips. Jego styl jest bardzo charakterystyczny, ale jednocześnie ma tylu zwolenników co przeciwników. Stąd pojawiło się wiele dyskusji, czy kupować Najeźdźców ze Scytii z grafikami jego autorstwa czy szukać Najeźdźców z Północy ilustrowanych przez Mihajlo Dimitrievski, którego kreska obrosła już legendą. Być może ostateczną decyzję uregulował rynek, gdzie dostępność tej drugiej jest bardzo ograniczona.

W swoim poszukiwaniu naszej Coco Chanel musimy jednak uważać, aby nie wpaść w pułapkę, która obnaży nasz brak gustu – wiele gier obecnie jest ilustrowanych przez AI. Sztuczna inteligencja jak najbardziej radzi sobie z tworzeniem ciekawych prac, ale jeśli dobrze się przyjrzymy, to brak w nich unikalności. Zwykle patrząc na nie gdzieś z tyłu głowy będziemy mieć myśl: Ej, ale ja już gdzieś to widziałam/em! Nic dziwnego – przecież swoje prace tworzy na podstawie danych, które już znajdują się w sieci.

No i jeszcze dochodzi tu aspekt etyczny – czyż nie lepiej dać zarobić artystom, którzy oddają serce swoim pracom? Może się przecież okazać za jakiś czas, że dzisiejszy „noname” stanie się Ianem O’Tool nowego pokolenia?

Forrest Gump

„Życie jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiadomo co ci się trafi”.

Ten cytat Winstona Grooma włożony w usta Forresta Gumpa można również dostosować do świata gier planszowych. Co mam na myśli? Ktoś fajnie to zaplanował, że każdy z nas jest inny. Niby mamy jakieś upodobania jeśli chodzi o gry planszowe – jedni określają siebie, że są eurograczami, inni z kolei zdecydowanie są nastawieni na przygodę i klimat w grach ameri. Czy jednak nie uważacie, że warto czasami wyjść ze swojej strefy komfortu? Może okazać się, że świetnie będziemy się bawić przy tytułach, które nie wydawały się nam interesujące na pierwszy rzut oka, a już zdecydowanie nie mieszczą się w wyrysowany przez nas samych schemat naszych upodobań.

Jak to mówili na wsi u mojego kierownika (może i gdzie indziej też, ale od niego to usłyszałam) – tylko krowa nie zmienia upodobań! Nie bądźmy więc jak krowy i bądźmy otwarci na nowe doświadczenia. Czy ta granica określająca naszą duszę gracza musi być rysowana grubą kreską? Ja jestem zdania, że nie. Dlatego nie pamiętam sytuacji, abym odmówiła zagrania w nową dla mnie grę planszową bo jest brzydka, bo jest ameri, bo jest zbyt euro…

Jednocześnie nie mówię, że każde takie doświadczenie przynosi przyjemność! Dość często natrafiam na tytuły, do których nikt mnie ponownie nie namówi. Po prostu nie każda „czekoladka” w tym pudełku mi smakuje, ale czy mam przez to przestać próbować? Zdecydowanie nie! Przecież może się okazać, że trafię na czekoladkę z masą miętową (mniam!), albo z wiśnią cudownie nasączoną likierem…

Więc próbujmy! Jak najwięcej! Jak najróżnorodniej! Śmiało degustujmy te planszówkowe czekoladki. W ten sposób zdobywamy doświadczenie i kreujemy nasze gusta.

Smacznego! 🙂

Polecamy również nasze inne wpisy w sekcji blogowej.

One thought on “Planszówki jak pudełko czekoladek

  1. Nigdy nie odmówię spróbowania nawet najgorzej wyglądającej gry, ale…

    Tak, czytelność jest ważna, co nie zmienia faktu że AoS niestety wygląda jak niedokończony projekt. Gra może być i cudowna, czytelność świetna, ale kłuje to w oczy.

    Drugim przypadkiem tego jest oczywiście słynny Food Chain Magnate – uwielbiam grę, karty i estetyka wg mnie dobrze pasują do stylu i motywu, ale mapa faktycznie wygląda jak prototyp – ba, grywałem w ładniejsze prototypy na konwentach.

    Mam wrażenie że rynek skomplikowanych gier planszowych które jednak są bardzo czytelne bez takiego podejścia do grafiki pokazuje że się da, ale trzeba to zrobić starannie i z namysłem. Lubię ilustracje O’Toole’a (kanban jest śliczny <3), ale tutaj wg mnie się nie popisał i dało się zrobić równie funkcjonalny design który nie odpuszcza całkowicie poczucia stylistyki.

    A Miś misiem, ale tam też jest to parafrazowane; oryginalna fraza "Koń, jaki jest, każdy widzi" jest 250 lat starsza od tego dzieła kinematografii 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *